Tak szczerze to nie było w tej watasze wiele terenów.. To też szedłem po
nie naszych terenach-szedłem przed siebie. W moim umyśle pokazał się
obraz szczeniaka. Skręciłem w lewo. Usłyszałem skomlenie. Po raz kolejny
moc mnie nie zawiodła. Zobaczyłem młodego wilczka, który jeżył się i
szczerzył kły na mnie.
- Skądś ty tu?-zapytałem.
- Nie twoja sprawa!-fuknął.
- Nie to nie.. a mógłbym Ci pomóc...-i zacząłem powoli odchodzić.
- Nie stój! Pomóż mi! zgubiłem się!
Zaśmiałem się w duchu.
-Wiesz chociaż skąd jesteś?-zapytałem.
-Taaak.
Usłyszałem warknięcie. Wilki.
-Dobra mały, spadamy!-wziąłem go w pysk i zacząłem uciekać przed zgrają wilczurów.
- Mało brakowało.-powiedział.- Na imię mi Barii.
Milczałem.
-A ty jak masz na imię?-zapytał.
-Roran.-powiedziałem od niechcenia.-Jesteś ranny-zauważyłem.
-To nic.-odpowiedział męsko-ale pomimo to uzdrowiłem małego.
-Prowadź mały.
I tak poprowadził mnie do swojej jaskini. Matka podziękowała a ja wróciłem do watahy.
Nagroda: 500 WZ
Ocena: 5+
Komentarz Alfy: Bardzo ładnie opisane. Zero błędów ortograficznych. Wszystko tak jak ma być. Czyli w skrócie mówiąc: znakomicie sobie poradziłeś Roranie! :) Gratuluję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz